Tom I
Rozdział I
Jak wyglądała firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelki?
Już w pierwszym zdaniu narrator podaje informacje o czasie i miejscu wydarzeń. Odbywają się w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu w osiemset siedemdziesiątym ósmym roku.
El personaje primordial asimismo se mienta inmediatamente, si bien aún no aparece. Un conjunto de hombres reunidos en el comedor (el Sr. Deklewski, un fabricante de carruajes, el consejero Węgrowicz y un agente comercial, el Sr. Szprot) charlan de forma casual sobre dónde se encuentra Wokulski , a qué se dedica y sobre el futuro de su mercería.

Wszyscy zgodnie twierdzą, że awanturniczy charakter, który popchnął Wokulskiego do wyjazdu na wojnę w Turcji, przyczyni się do upadku namiotu.
„Ten obłąkany Wokulski, mając w ręku kawałek chleba i okazję pójścia do tej akceptowalnej restauracji, zostawił sklep opatrzności Bożej, a z pieniędzmi odziedziczonymi po żonie udał się na wojnę do Turcji, aby zbić fortunę”.
Gdy jeden z obecnych broni Wokulskiego, radny opowiada o szczęściu głównego bohatera: w 1860 roku pracował jako urzędnik w restauracji Hopfera. Postanowił jednak wstąpić do Szkoły Podstawowej (wcześniej ukończył Szkołę Przygotowawczą).
Przerwał studia i wziął udział w powstaniu styczniowym, za co został skazany i zesłany pod Irkuck. Po powrocie w 1870 roku, z pomocą Rzeckiego (zatrudnionego teraz w sklepie Wokulskiego), znalazł zatrudnienie w sklepie Minclowej (wdowy), którą wkrótce poślubił. Jego znacznie starsza żona była dla niego prawdziwym utrapieniem. Po czterech latach małżeństwa zmarła, pozostawiając Wokulskiemu sklep i znaczny majątek.
Wbrew nadziejom zebranych, sklep nie tylko nie upadł, ale wręcz prosperował, co było w niemałej mierze zasługą członka Izby Poselskiej i przyjaciela Wokulskiego Ignacego Rzeckiego .
Rozdział II
Rządy starego subiekta
Ignacy Rzecki od 25 lat mieszkał w pomieszczeniu przylegającym do sklepu. Narrator zwraca uwagę, że wystrój pokoju nie zmienił się od tamtego czasu: wszystko było urządzone bardzo skromnie. Poza tym nie zmieniły się przyzwyczajenia Rzeckiego: wstawał o szóstej rano, mył się, zostawiał swojego starego pudla Irę, pił herbatę i o wpół do siódmej był gotowy do pracy.
Tak jak sługa, otworzył sklep i zapoznał się z planem dnia oraz sprawdził produkty na półkach. Niedługo potem pojawił się pierwszy ze sprzedawców, pan Klejn. Wdają się w krótką pogawędkę o polityce: Rzecki jest bonapartystą, Klejn wskazuje na rosnącą siłę socjalizmu. Potencjalną kłótnię przerywa pojawienie się drugiego pracownika: Lisieckiego i pierwszego użytkownika. O godzinie 9 do sklepu wszedł trzeci pracownik, młody Mraczewski, który zawsze się spóźniał.
Około godziny 1 Rzecki zrobił sobie przerwę na obiad, a około godziny 8 zamknął sklep i usiadł do rozliczenia. Jeśli coś poszło nie tak, urzędnik płacił za to złym samopoczuciem i bezsennością. Jeśli miał dobry nastrój, czytał książki o Napoleonie lub grał na gitarze Marsh Rákóczi. Ulubionym dniem Rzeckiego był ostatni dzień tygodnia, kiedy to zajmował się projektowaniem witryn sklepowych na cały tydzień. Czasem mały chłopiec w nim gaworzył i nawijał każdą zabawkę.
„Halo! halo! halo! gdzie idziesz, podróżniku?… Dlaczego nadstawiasz karku, akrobato?… Na co ci się przydadzą uściski, tancerze?…? Sprężyny się odkręcą i wrócisz do szafy. Głupota, głupota, każdy z nich!…….a gdybyś myślał, że to da ci poczucie, że to coś wielkiego!…”.
Jednak powrót do rzeczywistości wprawił go w zły nastrój. Rzecki był też wielkim samotnikiem: rzadko wychodził z domu, bo jego późnonocne maniery i wrodzona małostkowość ściągały na niego uwagę innych ludzi. Dlatego unikał ludzi i potajemnie prowadził dziennik.
Rozdział III
Pamiętnik starego subiekta
Jest ona napisana w pierwszej osobie. Każdy odcinek z tym podtytułem opowiada historię Rzeckiego lub przedstawia wydarzenia oczami dawnego pracownika.
W tym rozdziale Rzecki opowiada o swoim dzieciństwie, które spędził z ojcem i ciotką w małym mieszkaniu na Starym Mieście. To właśnie ojciec zaszczepił w nim bezkrytyczną miłość do Napoleona. Wspomina wieczory, kiedy dwóch przyjaciół ojca przychodziło do niego i dyskutowało o polityce. Gdy około 1840 roku zmarł jego ojciec, mały Ignacy trafił do sklepu Mincela jako praktykant urzędniczy.
Tak zaczęła się jego „kariera” kupiecka. W sklepie Jana Mincela pracował z Augustem Katzem oraz dwoma siostrzeńcami właściciela – Frankiem i Jankiem. W ten sposób osiem monotonnych lat wymknęło się Rzeckiemu. W swoim dzienniku szczegółowo opisuje wygląd sklepu, towar, klientów w obsłudze itp. Co niedziela brał lekcje księgowości i merkantylizmu od starego Mincela. Wspominając swojego kierownika, zwraca uwagę tylko na jedną jego wadę: nienawiść do Napoleona. Wreszcie w 1848 r. Rzecki został sklepikarzem.
Dokładnie w tym samym roku zmarł właściciel sklepu. Od tej pory zarządzali nią wspólnie Jan i Franc Mincel. Jednak w 1850 roku rozstali się. Franc pozostał na Podwalu z zasobami kolonialnymi, a Jan przeniósł się na Krakowskie Przedmieście z pasmanterią i ożenił się z Małgorzatą Pfeifer, która po jego śmierci wyszła za Wokulskiego. W ten sposób stał się właścicielem sklepu Mincel.
Rozdział IV
Powrót
Jest niedzielne marcowe popołudnie. Mimo złej pogody Rzecki jest w świetnym nastroju: interesy idą dobrze, Wokulski lada dzień ma wrócić z Bułgarii, co oznacza, że będzie mógł pojechać do kraju na długo oczekiwany (od dwudziestu pięciu lat) urlop. Podczas gdy on snuje plany, w drzwiach nagle pojawia się Wokulski. Następuje scena wzruszającego powitania po ośmiu miesiącach niewidzenia się.
Dwóch przyjaciół rozpoczyna rozmowę. Rozmawiają o interesach, sytuacji politycznej (wojny nie będzie, mimo zbrojeń), majątku Wokulskiego, który powiększył się dziesięciokrotnie, i czy Łęccy nadal kupują w jego sklepie. Powracający odkłamuje też swoją nostalgię za ojczyzną, która momentami była nie do zniesienia. Rzecki podejrzewa, choć nie mówi tego wprost, że Wokulski działał na rzecz kraju za granicą – ale Wokulski zapewnia go, że się myli. Idą więc obejrzeć sklep, ale Wokulski nie jest zainteresowany wpływami, a raczej tylko długiem Łęckich i tym, jaką torebkę wybrała wczoraj Izabela. Po krótkiej kontroli wracają do Rzeckiego.
Rozdział V
Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa

W tym rozdziale narrator przedstawia pannę Izabelę Łęcką i jej ojca. Wraz z kuzynką Florentyną mieszkają w 8-pokojowym mieszkaniu w Distancie Ujazdowskim i wynajmują swoją kamienicę. Tomasz Łęcki to arystokrata po sześćdziesiątce, był dumny z fantastycznej rodziny.
„Liczył w swojej rodzinie całe rzędy członków Senatu. Jego ojciec nadal miał miliony, a on sam za młodu miał ich mnóstwo.
Później jednak jego majątek się skurczył i dziś nawet jego córka nie miała posagu.
Potem jednak część jego fortuny pochłonęły wydarzenia polityczne, a resztę europejskie podróże i wysokie koneksje. Jeszcze przed 1870 rokiem pan Tomasz bywał na dworach francuskich, potem wiedeńskich i włoskich.
Gdy stracił wszystko, przyjaciele odwrócili się od niego, a on sam usunął się w cień życia społecznego. Gdy wstąpił do Kupców Resursy, skandalizował warszawską szlachtę. Na dodatek rozeszła się plotka, że chcą zlicytować kamienicę Łęckich.
Panna Izabela Łęcka ukazana jest jako kobieta przesadnie piękna, ale jednocześnie całkowicie oderwana od rzeczywistości.
“La señorita Izabela era una mujer inusualmente bella. Todo en él era original y perfecto. Estatura superior a la media, figura muy esbelta, exuberante pelo rubio con tinte ceniza, nariz recta, boca levemente inclinada, dientes de perla, manos y pies de modelo. Sus ojos eran en especial increíbles, en ocasiones oscuros y soñadores, en ocasiones llenos de chispas de alegría, en ocasiones azul claro y fríos como el hielo.
Przyzwyczajona od najmłodszych lat do luksusu, żyła na nierealnej planecie arystokratycznych wygód. Następnie narrator opisuje sposób życia najbogatszych warstw społecznych z niemal nieustanną rozrywką. Za tą planetą znajdowała się zwykła planeta, którą również uznał za piękną. Choć wiedział, że są tam ludzie nieszczęśliwi, zawsze i w każdej chwili starał się wspomóc biednych rozdawnictwem.
Jej wyobrażenia były jednak bardzo wyidealizowane: uważała na przykład, że praca nad suknią dla niej musi sprawiać szwaczkom wiele przyjemności. Tylko raz doświadczyła negatywnych odczuć związanych z tą nieznaną planetą. To właśnie podczas wizyty w fabryce zobaczyła masy wysokich, groźnie wyglądających robotników i pomyślała, że jest to idealna ilustracja dla masowego buntu z Nie-Boskiej komedii.
W wieku osiemnastu lat Izabela miała już całkiem dobre zdanie o mężczyznach i małżeństwie. Tych pierwszych traktowała z wielką nieufnością, a gdy chodziło o tych drugich, stawiała dwa warunki szczęśliwego małżeństwa: urodzenie i posiadanie obu. Trzymała swoich zwolenników na dystans. Ideałem męskości była dla niej rzeźba Apolla, którą nabyła i zasypała pocałunkami. Czasami w snach Apollo przychodził do niej w nocy, sytuacja ta zmieniła się, gdy zaczęły się kłopoty rodzinne. Izabela zdawała sobie sprawę, że małżeństwo trzeba przyjąć bez większych wymagań, choć majątek i urodzenie pozostały dla niej kluczowe. Z wielu dawnych zalotników pozostało jej dwóch, z których żadnego nie kochała: baron i marszałek. Panna Izabela nigdy wcześniej nie była zakochana.
Pod koniec opowiadania narrator kłamie, że pan Łęcki co wieczór wychodził grać w whist w kurorcie, natomiast panna Izabela spędzała wieczory samotnie, chyba że odwiedzała ją hrabina Karolowa. Podczas jednej z wizyt powiadomiła pannę Łęcką o fatalnej sytuacji finansowej jej i jej ojca oraz o tym, że ktoś (podejrzenie pada na baronową Krzeszowską) wykupił weksle Łęckiego.
Rozdział VI
W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami
Panna Izabela czyta „Kartkę z miłości” E. Zoli, ale nie może się skupić na czytaniu, bo nie może przestać myśleć o tym, że jeszcze nie została zaproszona na coroczną zbiórkę. Nie przeszkadza jej to jednak w snuciu planów na wakacyjną kąpiel. Po chwili pojawia się panna Florentyna z listem od hrabiny Karolowej. Oferuje swoją pomoc, a mianowicie zapłatę 3000 rubli za kompletne ubranie, które Łęcki sprzeda za 5000. Pani Izabela jest zdruzgotana swoją rozpaczliwą sytuacją finansową. Florentyna przekonuje ją przez chwilę, że nie jest tak źle, a potem odchodzi.
Niedługo potem do pokoju Izabeli wchodzi pan Łęcki. Rozmawiają o sytuacji finansowej rodziny. Pan Tomasz mówi o tym, że plany zarobkowe, które poczynił z pomocą Wokulskiego, powiodą się Podczas obiadu odbywa się rozmowa o Wokulskim, w której wychodzi na jaw, że panna Izabela nie jest nim zachwycona, uważa go za głupca i chama. Nie odmawia jednak wymiany talentów z nim, więc godzi się na plany ojca.
W trakcie posiłku przychodzi także kolejny list od pani Karolowej, w którym przeprasza za mieszanie się w cudze sprawy i zaprasza pannę Łęcką do wspólnego kwestowania. Chwali także Wokulskiego, który dał pokaźną sumę na dobroczynność i grób w kościele. Dobrą atmosferę psuje jednak wiadomość, że pan Tomasz wygrywa ciągle z Wokulskim w pikietę (gra w karty). Wiadomość ta doprowadza Izabelę do migreny. Kończy obiad i udaje się do swojego pokoju.
Izabela rozmyśla o Wokulskim – jest zrozpaczona, że ojciec wygrywa pieniądze w karty, kiedy są w takim położeniu, bo uważa, że może ich to narazić na plotki. Zaczyna zastanawiać się nad postępowaniem kupca i dochodzi do wniosku, że zachowuje się on jak zdobywca – otacza ją ze wszystkich stron: zapoznał się z ojcem, nadskakuje ciotce Karolowej, a do tego kupił srebra Izabeli.
…nabywa nasze weksle, nasz serwis, opętuje mojego ojca i ciotkę, czyli – ze wszystkich stron otacza mnie sieciami jak myśliwiec zwierzynę. To już nie smutny wielbiciel, to nie konkurent, którego można odrzucić, to…zdobywca. O Boże! Nawet nie domyślałam się, jak głęboką jest przepaść, w którą spadam (…). Z salonów do sklepu. To już nie upadek, to hańba